
Czasami, w ciepłe czerwcowe noce srebrna poświata księżyca wyrywała młodzieńców ze snu… Przez otwarte okno, wraz z łagodnymi powiewami wiatru wnikały zapachy kwitnących łąk i sadów… A wraz z nimi coś jeszcze… Anielski głos, śpiew… Właściwie bez słów, sama dźwięczna, dziewczęca nuta… Delikatna, daleka, przyzywająca. Bywali tacy, którzy nie potrafiąc się oprzeć tej pieśni, wymykali się z domów i szukali jej źródła… Swe kroki kierowali w stronę dąbrowickiego pałacu, który wtedy choć nieco już podupadł, stał jeszcze w swej dawnej formie świadczącej o niegdysiejszej świetności… W przypałacowym parku pieśń była najbardziej wyraźna. Mieszała się z zapachem łąk i delikatnym szelestem bukowych liści. Wtedy też kątem oka widywano w ciemnych pałacowych oknach białą, lekko roziskrzoną postać, która znikała, gdy tylko próbowano skupić na niej wzrok… Pieśń się urywała… A z zadumy młodziana wyrywał głos puszczyka… Gdy w dzień ktoś szukał tej anielskiej postaci, nie znajdował niestety nikogo poza dziewuchami z PGR-u, szukającymi wśród murów pogubionych przez kury jajek… No ale one tak śpiewać nie potrafiły…
Materiał na legendę? A owszem. Bo postać o której tutaj piszę była nietuzinkowa. Była to piękna, utalentowana i mądra kobieta, której dusza zamknięta została w klatce, Z tej klatki próbowała się wyrwać przez całe życie. I pomimo niesprzyjających okoliczności coś po sobie zostawiła. Kanarek śpiewający w klatce… Pauline von Schätzel…
Urodziła się w roku 1811, w starym arystokratycznym rodzie, von Schätzel. Nie do końca wiadomo gdzie była jego pierwotna siedziba. Wiadomo na pewno, że przybyli wraz z Zakonem Krzyżackim na tereny Mazur. Pojawiają się także w XIV wieku we Wrocławiu. Źródła niemieckie podają też, że niektóre odłamy tej rodziny trafiły do Polski. Jednak pełna genealogia rodu nie jest szczegółowo znana. Na kartach polskiej historii nazwisko to pojawia się w osobach Stanisława Schaetzela (polskiego adwokata i posła do Sejmu Krajowego Galicji, żyjącego w latach 1856-1942), oraz jego dzieci, z których najbardziej znanym był Tadeusz (szef sztabu Komendy Naczelnej Legionów Polskich w czasie I Wojny Światowej, po odzyskaniu niepodległości pełnił różnorakie funkcje wojskowe i polityczne, by ukoronować swoją karierę stanowiskiem wicemarszałka Sejmu w roki 1935). Widzimy zatem jak splecione były z sobą losy narodów żyjących w tej części Europy… Jej babka, Margarete Luise Schick, była sławną śpiewaczką, święcącą tryumfy w Królewskiej Operze w Berlinie, śpiewając dzieła Mozarta (którego była protegowaną) i Glucka. Również matka Pauline, Juliane von Schaetzel, znana była z pięknego śpiewu.

A to nie koniec tradycji muzycznej w jej rodzinie, albowiem jej pradziadek, Johann Nepomuk Hamel, był fagocistą w służbie elektora Moguncji, a dziadek Ernst Johann Christopher Schick, grał pierwsze skrzypce tamże. Również jej wuj Friedrich Schick był jednym z bardziej znanych klarnecistów swoich czasów. Nic więc dziwnego, że Pauline odziedziczyła wielki talent muzyczny po rodzinie ze strony matki, który został dostrzeżony już we wczesnym dzieciństwie. W roku 1824 Pauline została posłana na nauki do znanego berlińskiego nauczyciela śpiewu Henricha Stiimera, który wprowadził ją szybko do huru Singakademie zu Berlin, gdzie pierwszy publiczny występ zanotowała w roku 1827, już jako solistka, w czasie tradycyjnego, wielkanocnego wykonania oratorium ‘Śmierć Jezusa” Carla Heinricha Grauna. Kilka miesięcy później, 17 września 1827 roku, podczas wykonania oratorium Handla „Alexanderfest”, na berlińskim Spotkaniu Przyrodników i Lekarzy przysłuchiwał się jej młody Fryderyk Chopin, który nie ukrywał wrażenia jakie na nim wywarła. W roku następnym, dnia 26 kwietnia (dzień urodzin jej babci), po raz pierwszy wystąpiła na scenie Berlińskiej Opery Królewskiej, jako Agata, w operze „Wolny strzelec” Carla Marii von Webera. Lista występów które przyniosły jej rozgłos jest znacznie dłuższa. Najbardziej znane jej role to Pamina i Królowa Nocy w „Czarodziejskim flecie”, Marcelina w „Fidelio”, czy głosy sopranowe w Pasji wg św. Mateusza, Bacha, pod batutą samego Mendelssohna. Jej śpiew określano jako bardzo elastyczny i nienaganny technicznie, co sprawiało że bez wahania powierzano jej główne role w prestiżowych wykonaniach.

Wydawało się że świat stoi otworem przed piękną Pauline. Jednak w roku 1832 postanowiono wydać Ją za Rudolpha von Deckera. Wtedy to czas wolności i sławy dla Pauline się zakończył… Do dnia ślubu Pauline żyła śpiewem, występami i przyjaźniami z ludźmi takimi jak pianista Giacomo Meyerbeer, czy kompozytorzy Felix Mendelssohn i Robert Schuman. Po ślubie musiało to się zmienić.
O Rudolphie von Decker pisałem już kilkakrotnie, chociaż nie doczekał się on jeszcze swojego własnego rozdziału w tym blogu. Szerzej opiszę jego osobę w poście dotyczącym rozbudowy papierni w Dąbrowicy. Teraz ograniczę się do podstawowych faktów. Rudolph po ojcu odziedziczył drukarnię, którą określa się jako „tajną drukarnie dworu pruskiego”. Drukowano tam rozmaite dokumenty, które bądź musiały mieć status poufnych, lub których nie można było powierzyć zwykłym drukarniom, np. papiery skarbowe, druki zarachowania i tym podobne. Drukarnia Deckera drukowała również ekskluzywne wydania różnych utworów literackich np. „Pieśń o Nibelungach”, dzieła Fryderyka Wielkiego, czy najpiękniejsze wydania Biblii. Decker drukował też rządową prasę. Na zleceniach rządowych i bibliofilskich wydaniach dorobił się fortuny. Sytuacja obyczajowa w tamtym czasie była taka, że małżonka tak nobilitowanego człowieka, nie mogła wykonywać pracy zarobkowej, a pracy scenicznej w szczególności. Ślub Pauline z Rudolphem von Deckerm oznaczał dla niej koniec jej dotychczasowego stylu życia. Możemy sobie tylko wyobrażać co czuła dopiero co rozbłysła gwiazda sceny, która przez decyzje nie swoje (małżeństwa wtedy w wysokich sferach były aranżowane przez rodzinę) straciła wszystko co osiągnęła. Zresztą poczucie straty ogarnęło też publiczność. W Berlinie powstało kilka wierszy wyrażających żal z powodu końca jej kariery…
Tak oto słowik zamknięty został w klatce… Jednak nawet w klatce nie potrafił żyć bez śpiewu. Pauline już rok po ślubie zaczęła zapraszać do swego domu gości, którym dawała prywatne występy. Wiemy że gościła u siebie chyba największą, międzynarodową gwiazdę muzyki tamtych czasów, Henriettę Sontag. Gorzkie to musiało być śpiewanie… Słowik przez szczebelki klatki śpiewał wolnemu, latającemu wśród łąk skowronkowi, który na moment przysiadł na gałązce rosnącego obok drzewa. Namiastka życia divy, którą przez czas krótki była. Ale może to właśnie śpiewanie pozwoliło jej przetrwać matczyną tragedię, która dotknęła ją pięć lat po ślubie, w roku 1837. Pauline spodziewała się wtedy swego pierwszego dziecka. Niestety urodziła je martwym… Najpierw odebrano jej scenę i sprowadzono do roli tej, która ma dać potomka rodowi Deckerów, a później traci swoje pierwsze dziecko. Musiało to być traumatycznym przeżyciem dla młodej matki, rzucającym się cieniem na jej późniejsze życie… W latach 1838 – 1845 Pauline rodzi jeszcze trzech synów, lecz nawet wtedy nie rezygnuje ze swoich kameralnych, domowych występów. Ze swego okna na świat. Ale i to po kilku latach jest jej odebrane… Rudolph von Decker, rozwijając swoje interesy, nabywa w roku 1852 papiernię w Dąbrowicy, a kilka lat później, w roku 1859, całe dąbrowickie dobra wraz z pałacem. Zapewne wtedy przystępuje do przebudowy pałacu, o której pisałem jakiś czas temu. Pauline wraz z dziećmi przyjeżdża tu pierwszy raz w roku 1861, na letnie wakacje, by kilka lat później osiedlić się na stałe.

Dąbrowica to odległa prowincja. Ograniczeniu ulegają jej kontakty z przyjaciółmi. Nie może już nawet dla nich śpiewać. Rzadziej też widuje męża, który musiał dzielić swój czas pomiędzy interesami w stolicy i na Śląsku. Jednak nawet wtedy nie przestaje myśleć o muzyce… Postanawia komponować… A nawet wydawać swoje dzieła. W dzisiejszych czasach wydaje się to czymś normalnym. Grażyna Bacewicz, Nadia Boulanger, Ruth Crawfard Seeger. Znane i cenione kompozytorki XX wieku… Dalej cała plejada gwiazd jazzu, bluesa, rock’n’rolla. Ale w XIX wieku nie było to powszechne zjawisko. Właściwie zupełnie nie występowało. W tamtym świecie kobiety były tylko instrumentami dla męskich kompozytorów. Podziwiano je na scenie, ale nie miały prawa do tworzenia i wydawania swoich dzieł. Kompozycja muzyczna to był świat zarezerwowany tylko dla mężczyzn. Pauline była jedną z tych co przecierały szlaki. Niestety by zaistnieć musiała przybrać męski pseudonim. Nie wiadomo dokładnie kiedy powstały jej dzieła. Pierwsze wydane zostały pod pseudonimem P.F. Marxhausen w roku 1872, a więc kilka lat po osiedleniu się w Dąbrowicy. Być może tutaj powstały. Mało wiem o jej twórczości, bo nie jest obecnie powszechnie dostępna. Znalazłem nuty do jednego tylko utworu. Jest to muzyka do wiersza Karla Simrocka (autora między innymi tłumaczenia z języka średnio-wysoko-niemieckiego na niemiecki współczesny, germańskich podań w zbiorze „Pieśń o Nibelungach”) pt. „Warnung vor dem Rhein”. Można powiedzieć że utwór ten jest symbolem tego co robiła. Nawiązuje on do niemieckiego mitu o Lorelei (syrena kusząca na zatracenie żeglarzy), ale nie treść jest tu najważniejsza. Muzykę do tego wiersza pisali wcześniej mężczyźni. A najbardziej znana jest kompozycja jednego z jej przyjaciół, Felixa Mendelssohna, pod którego batutą występowała w młodości. Napisała muzykę do utworu z którym wcześniej mierzył się jej mistrz… Dla mnie jest to jednoznaczne z rzuceniem wyzwania… Mężczyźni wywrócili jej świat do góry nogami, a ona rzuca im wyzwanie… Jedna z pierwszych kompozytorek (jeśli nie pierwsza) mierzy się od razu z najlepszymi z męskiego świata… Co za kobieta… I wyobrażam sobie co czuła gdy czytała recenzję swojego dzieła w poczytnym piśmie muzycznym Allgemeine musikalische Zeitung, która ukazała się tego samego roku…

Kolejne utwory Pauline wydała w roku 1876. Poszukiwałem ich i wiem że są rozsiane po różnych archiwach, w formie mikrofilmów. Niestety nie zostały zdigitalizowane i udostępnione w formie cyfrowej, więc są dla mnie nieosiągalne. W roku 1882 zmarł mąż Pauline Rudolph von Decker i mniej więcej w tym czasie, odważyła się ona na publikacje swych utworów pod własnym nazwiskiem. Był to na pewno jej osobisty sukces… Wyrwała się z klatki. Pauline zmarła w roku 1886. Jej synowie wybudowali dla niej mauzoleum w Dąbrowicy. Był to pierwszy budynek na wzgórzu kościelnym.

Niestety nie dane jej było spać snem spokojnym. W latach 70 ubiegłego wieku, miejscowy proboszcz bezceremonialnie usunął jej szczątki z krypty i zakopał je w przypadkowym miejscu, a w krypcie urządził salkę katechetyczną, w której i ja uczestniczyłem w lekcjach religii. Wybudowano wtedy również monstrualne schody z tarasem, prowadzące do wnętrza krypty. Spędziłem nawet tam kilka nocy, jak zresztą większość chłopców z Dąbrowicy w tamtym czasie. W kaplicy ponad kryptą, ustawiano Grób Pański na Wielkanoc. A miejscowi chłopcy, w tym ja, czuwali przy nim w nocy. Ci którzy mieli przerwę przebywali w krypcie. W krypcie Pauline von Schätzel… Na początku lat 90 XX wieku, gdy Polska otworzyła się na świat, a byli mieszkańcy tych ziem zaczęli się nimi na powrót interesować, proboszcz dobudował do krypty dość obskurną piwniczkę. Pozbierał zakopane kości Pauline i najprawdopodobniej jej męża do jednej trumny i wstawił do tej piwniczki… Jednak nie tam jest jej miejsce. Może już czas by wróciła tam gdzie ułożono ją na sen wieczny. Może znowu zaczęła by nam śpiewać ciepłymi nocami… Ja mam nadzieję że przypominając o niej światu, pomogę znowu jej głos obudzić…
To jest historia prawdziwa, ale tak piękna że może stać się legendą Dąbrowicy… Bo my swoje legendy zgubiliśmy gdzieś po drodze z kresów, a o tych co tu były prawie nic nie wiemy. A ludzie bez legend przestają patrzeć w gwiazdy…
2 thoughts on “Znani ludzie w Dąbrowicy – Pauline von Schätzel.”
Witam, Twój blog jest fantastyczny. Jestem święcie przekonany, że przy tak merytorycznych wpisach jakie prezentujesz już wkrótce podbijesz szczyty wyszukiwarek w swojej niszy. Gratuluję 😉
Dziękuje za słowa wsparcia. Pracuję cały czas nad podwyższeniem swojego poziomu merytorycznego.